coś ostatnio brakuje mi weny. Nawet tytułu dla posta sensownego nie znalazłam:)
Z dietą jest ok. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na ten niebiański przypływ siły i optymizmu w weekend, ale chce tego więcej:D
Niedzielę zakończyłam z bilansem 530kcal.
A dzisiaj były śliwki, oliwki, plaster szynki, fasola, wafle kukurydziane. Uwielbiam oliwki a Wy? 10szt to podobno tylko 31kcal. Na razie było 450 kcal ale myślę, że jeszcze będzie kawa z mlekiem, bo coś za mną chodzi a nie mam zamiaru już jeść;)
Dzisiaj nudząc się na porannym wykładzie, miałam jak zwykle pełno różnych przemyśleń w głowie. Miałam okazję być jeszcze rano na blogach i poczytać notki. Wiele z Was jest w melancholijnych nastrojach, takie ataki wieczornego smutku i beznadziejności, dobrze wiecie o czym mówię. Też bardzo często to miałam. No właśnie, miałam, czas przeszły. Nie żeby każdy dzień był ssuper, zdarza mi się smęcić, ale znacznie mniej. Negatywne emocje jakie teraz mi towarzyszą to gniew i frustracja. Nie ma za dużo miejsca na smutek i melancholię. Albo jestem szczęśliwa bo idzie mi dobrze, albo jestem zła bo zawaliłam. Skrajności. Z każdym powrotem do diety czuję jakby ktoś się mną bawił. Codziennie zmienia mnie po trochu.
Ale to nie jest negatywna notka. Miło się oderwać od tej permanentnej depresji. Jestem zaślepiona swoimi celami i dążeniem do nich. Tak jest dobrze. Jaki to komfort czuć przez chwilę spokój.
Spokojnego wieczoru :*