piątek, 30 listopada 2012

nieładnie!

Mój plan trochę się posypał. Wypiłam więcej niż planowałam, zjadłam a miałam nie jeść. Pocieszyłabym się hasłem "nie było tak źle" ;) ale nic mi to nie da, cholera no. Jedzenia było tyle i takie pyszności, że zdarzało mi się wpatrywać w nie chyba zbyt długo haha. Oczywiście nie obyło się bez kolejnego ataku pytań: "co to masz za dietę, że tak schudłaś, bo my też byśmy chciały". Taaa..  Fajnie było, ale w najbliższym czasie za powtórkę podziękuję:)

Wracam do mojej codzienności, do rozmyślania o jedzeniu i nie jedzeniu.
Czuję, że listopad nie opierał się na porządnej diecie. Coś tam schudłam, ale na zasadzie zawalania i szybkiego nadrabiania. Przeplatanie dni perfekcyjnych i bezsensownych. Chcę kontroli. Nie 4,5 dni w tygodniu. Chcę jej codziennie! Można mówić: nie ważne jak, ważne że są efekty. Ale to chyba nie wszystko, bo chudnięcie to jedno, a utrzymanie wagi później to drugie. 
Kontrola, kontrola, motywacja i kontrola.

Życzę Wam idealnej końcówki listopada:* ciekawe czy macie nowe pomysły na grudzień;)

środa, 28 listopada 2012

Impreza

Cześć dziewczyny,

dzisiaj zapowiada się imprezowy wieczór. Kolega zaczepił mnie na uczelni i zaprosił na takie niby piwne andrzejki hehe. A ja pierwsze co: nie nie, już jestem umówiona. Przecież to najbezpieczniejsze dla mojej diety. Po powrocie do domu jakoś głupio się z tym poczułam. Gdybym ja coś organizowała też bym chciała żeby przyszedł. Ehh.. Czy ja tak zawsze muszę myśleć o innych. Napisałam smsa: dobra, to na którą mam być?

No więc idę. Co będzie na miejscu: dosłownie WSZYSTKO. Co mam w planie: 2 piwa. Jak będzie? No to się okaże.

Już widzę to 52 na wadze. Ale moje życie to nie tylko waga.. A może tylko?

No to do jutra;*

wtorek, 27 listopada 2012

Jestem


Heja,

nawet nie wiecie jak brakowało mi komentowania Waszych notek<3 Wszystko czytałam na bieżąco w telefonie ale to nie to samo. Miałam chwilowe problemy z internetem. A reszta dni to jedno wielkie pisanie pracy. Muszę się ogarnąć! Wszystko to pewnie kwestia organizacji czasu.

A co u mnie? Chyba dobrze, chociaż nie do końca. Mam 2 wiadomości, dobrą i złą. Od której zaczynamy? 
DOBRA: schudłam. 
ZŁA: nie będzie 49 kg do 1 grudnia.

Ostatnio szło mi na prawdę dobrze, fakt zawalić też mi się zdarzyło, gdyby nie to byłoby mniej na wadze,  ale miałam się nie żalić i nie będę tego robić. Głodówka po to żeby osiągnąć cel? Nieeee, to nie w moim stylu. Staram się zgasić w sobie rozczarowanie, zrozumieć że wolniejsze chudnięcie to podobno lepsze chudnięcie. A może ja próbuje się usprawiedliwiać przed Wami? Przecież schudnięcie 2,5 kg w 2 tygodnie było wykonalne, tylko moje zawalanie to popsuło.
Jestem pewna, że jeszcze w tym roku będzie to 49! Jak nie 1 grudnia, to 10 albo 20. Nie odpuszczę. A tymczasem 51,8. 

;*** miłego dnia

środa, 21 listopada 2012

Pozytywne myślenie

Cześć Kochane,
po ostatnim sukcesie motywacja mnie nie opuszcza:) no dobra z wyjątkami. Poniedziałek 370 kcal, wtorek 510 + 4 kostki czekolady ( nie komentuję). Dzisiaj jak na razie 260, w planie ok 400.

Staram się zmienić myślenie!

DAWNIEJ: ciągle grube uda, żadnego zarysu mięśni na brzuchu, czemu jesteś taka leniwa i powolna.
TERAZ: stać cię na więcej, ale są już jakieś efekty, to dlaczego się nimi nie cieszyć?

D: nie mogę zjeść tego, to za dużo kalorii.
T: nie chcę tego bo to za bardzo kaloryczne, wybiorę coś lżejszego i też się najem.

D: nie chce mi się ćwiczyć,
T: nie chce mi się ćwiczyć, ale może zrobię parę skłonów, brzuszków, przysiadów. To tylko chwila a zawsze       coś.

D: zjadłaś x kcal więcej, zawaliłaś, jutro kilo więcej, a za 2 tygodnie wszystko wróci.
T: zjadłaś, zawaliłaś, trudno. Ucz się na błędach, nie ma co rozpamiętywać, idź dalej. 

I wiecie co? Z takim myśleniem może nie jest dużo łatwiej (pokusy ciągle są) ale na pewno jest przyjemniej. No bo ile się można użalać nad sobą. To do niczego nie prowadzi. Chcę się trochę "pobawić" dietą, znaleźć dobre strony i to na nich się koncentrować. 

Mam taki pozytywny nastrój, z dietą idzie dobrze, dziś dostałam decyzję o przyznaniu stypendium naukowego, chcę się z Wami podzielić moją radością. Może udzieli się Wam trochę tego optymizmu, który dzisiaj mnie dosłownie rozwala.
Trzymajcie się:*

poniedziałek, 19 listopada 2012

2 MIESIĄCE

Heja,

dzisiaj mija dokładnie 2 miesiące. Jak zaczęłam ten dzień? Cudownie:) Ten weekend był jednym z lepszych jak nie najlepszym pod względem diety. Bilanse w granicach 350 kcal, ćwiczenia. Ale byłam pewnie, że waga znowu pokaże 53,3 czy coś w tym stylu.
Co za pozytywne rozczarowanie, 52,5 :) W końcu, wyszłam ze strefy 53 hehe.

Wymiary: biust- 85
                talia- 63
                biodra- 87,5
                udo- 50,5

Na tym etapie każdy stracony kilogram jest dla mnie czymś tak niesamowitym. No bo kiedy ja ostatnio widziałam takie liczby na swojej wadze, bardzo dawno temu. Mam siłę, mam motywację i 13 dni żeby rozprawić się z 2,5 kg do 1 grudnia.

Poza tym mam wielkie wsparcie, dziękuję:*

piątek, 16 listopada 2012

Myśli

Hej,

ostatnie dni były wypełnione obowiązkami na uczelni. Trochę nauki, trochę sprawozdań. Nie komentowałam codziennie u Was, ale uwierzcie czytałam i jestem jak najbardziej na bieżąco:)

Czas napisać co u mnie. Oprócz dnia dzisiejszego było na prawdę dobrze. Pon 370 kcal, wt 300 kcal, śr 450 kcal, czw _ kcal (wstyd mi, przepraszam, wszystkie jesteście takie silne, a ja..). Czułam, że zbliża się coś złego. Jeszcze ten okres (mocno spóźniony), "leniwe jelita", na które żaden specyfik nie chciał pomóc. Czułam się jak balon. No to przecież jasne, że musiałam się pocieszyć...

Ogarniają mnie idiotyczne myśli! Nigdy nie zejdziesz z tych 53kg, a nawet jeśli, to co? Wszystko zaraz wróci. Do końca życia wytrzymasz jeść 400kcal? Pewnie, że nie. To co, zostawiasz dietę? No ale co z Tobą wtedy będzie?

Zawaliłam ale nie chcę wkręcać się w depresyjne nastroje. Wiecie, że w poniedziałek mijają 2 miesiące? Przydałoby się mieć czym pochwalić:) 52 pasuje jak ulał do 2 miesięcy, prawda? Tylko gdybym ja jeszcze tak pasowała do tego.
Kolejna notka w poniedziałek, będzie ważenie i wymiary.

Dużo siły i motywacji na nadciągający weekend:*

niedziela, 11 listopada 2012

Koniec i co dalej:)

Cześć dziewczyny:)

to już koniec. Oczywiście, że nie diety. Koniec wyzwania:) Zdecydowanie muszę znaleźć coś nowego. Lubię działać według czegoś- jakiegoś planu, zasad. Może nie schudłam dużo, może nawet nic, ale wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Kto wie, gdyby nie to wyzwanie może straciłabym cel z oczu i poddała się?

Dobra, od razu przechodzę do opowiadania o piątkowym wieczorze.
Bawiłam się bardzo fajnie, byłyśmy w kinie, połaziłyśmy po rynku, a później do domu jednej z koleżanek na noc. Oczywiście trzeba było zaliczyć sklep. Od początku kręciłam nosem żeby tego, tamtego nie brać. Padały hasła w moim kierunku: ale Ty schudłaś, taka jesteś chudziutka, że chyba nie musisz sobie nic odpuszczać. Taa.. Ostatecznie stanęło na pizzy. Wiedziałam, że nie mam już wyjścia i się zgodziłam. Stwierdziłam dobra zjem jedną dużą rzecz i koniec. Całą noc miałam przed sobą miski z chipsami, orzeszkami, czekoladę, ciastka. Imprezę skończyłam z bilansem 2 kawałki pizzy i 2 drinki. Wiem, ze to ponad 1000kcal i wcale mnie to nie cieszy. Ale z drugiej strony miałam ustalony plan i się nie złamałam.

Szybko o tym zapominam, ba już tego nie ma! Ważyć się na razie nie będę żeby nie wpaść w depresję:) ale zrobię to na pewno w przyszłym tygodniu. Wrócę do mojego 53 i pójdę dalej! O tak. Wczoraj: trochę jajecznicy, mały jogurt naturalny, pół serka ziarnistego, kawa. Dzisiaj na razie tylko śniadanie.

Byłam wczoraj w szkole i na jednym z przedmiotów trafił się temat dietetyki i diet haha. Pomyślałam: kurde nie mogło być lepiej, zobaczymy czego ciekawego się dowiem. A że prowadząca jest trochę przy kości to sama opowiadała o swoich przygodach z przeróżnymi dietami. Powiedziała: "no wyobraźcie sobie, że jednego dnia możecie zjeść tylko sucharka, gotowaną rybę z surówką, jabłko, jajko i wypić kawę. I jak tu wyżyć?". Na co cała grupa odpowiedziała śmiechem. Po czym dodała: " znam może dwie osoby, które przez to przeszły". I wtedy to mi się śmiać zachciało. My żyjemy w świecie, w którym taki jadłospis to nie raz stanowczo ZA DUŻO.

Życzę duuuuużo motywacji na nadchodzący tydzień.
Dziękuję za wsparcie:*


piątek, 9 listopada 2012

20/ wieczorek

Hej,

bardzo szybka notka, bo dzisiaj ten "wspaniały" wieczorek, o którym ostatnio pisałam.
Zjadłam dziś pomidora, wypiłam kawę i cóż, spróbuję przetrwać:) Staram się nie załamywać, wiem że będzie źle, ale sobota i niedziela będą bardzo chude! Już ja się o to postaram.

Obiecuję nadrobić komentarze w weekend, bo nie wszystkie z Was zdążyłam odwiedzić. Napiszę też jak mi  poszło i co słychać:) Trzymajcie kciuki.

:*

wtorek, 6 listopada 2012

17/Ciemne chmury

Cześć,

ciemne chmury zbierają się nade mną. Czuję dziwny przestój w mojej diecie. Nie czuję żebym chudła, nie czuję żebym tyła. Dosłownie nie dzieje się nic. Jedzenie nie sprawia mi żadnej radości, ale też nie mam małych bilansów. Jedyny pozytyw- zaczęłam w końcu więcej ćwiczyć. 

Nie wiem czemu tak się dzieje. Czy to pierwsze objawy strachu przed osiągnięciem upragnionego celu? Tylko czego ja się właściwie boję? Że spełnię swoje marzenie? Że pierwszy raz zapracuję sama na coś tak wielkiego i istotnego dla mnie? Może to jest brak wiary w siebie, kompleksy. Niech ktoś odgoni te chmury!

Mama zaczęła panikę. W domu robi się nie fajnie. Ja wiem, że się martwi ale ile mogę słuchać "co zjadłaś, kiedy,ile, co ty z siebie robisz, jak ty wyglądasz". Ciągłe namawianie na kolacje, na ciastka, na czekolady. To wcale nie kusi. To po prostu wkurza. I jeszcze koleżanki, które chcą zorganizować pseudo piżama party. Robiłyśmy takie coś od podstawówki. A chyba wiecie jaki tam jest motyw przewodni..kto nawpieprza się więcej lodów, cukierków i chipsów. Przecież widzą, że schudłam, nawet nie mam co udawać, że coś mnie boli i nie zjem. Już widzę ich miny kiedy one przygotowane na wielkie żarcie usłyszą, że zdrowo się odżywiam. Nie chcę o tym myśleć, nie chcę się zastanawiać co będzie. Boję się, panicznie. To będzie perfekcyjne zakończenie wyzwania..

Postanowiłam się zważyć- 53,1. Wiem, jest mniej , powinnam się cieszyć ale 0,8 od 17października nie wygląda tak spektakularnie. Mini prosiła o wymiary, no to 84-64-88. Udo 50,5. Tylko co po weekendzie i tej imprezie- 54 witaj z powrotem?

Nie podobne do mnie takie smęcenie:) Szkoda, że to na Was spada czytanie moich żali. Może dzisiaj jakiś słabszy dzień. Ogarnę się, obiecuję. Będzie lepiej.

:*

piątek, 2 listopada 2012

Listopadowo

Cześć dziewczyny,

chwilę mnie nie było, ale same wiecie jak to jest z tym początkiem listopada, cmentarz, goście, ciocia,wujek,cmentarz, goście.. Jeszcze dwa dni i wszystko powinno wrócić do normy:)

Z dietą? Dobrze. Oszczędzam się jak mogę. Obym po weekendzie mogła napisać to samo. Z ćwiczeniami? Tragicznie! Fakt, dużo spacerów było, no ale to trochę za mało. To przez to boję się zważyć. Samą dietą nic nie zawojuję, jak nie ma ćwiczeń. Wezmę się za siebie już od dzisiaj no i pomyślę też nad datą ważenia. 

Standardowo dla każdej z nas nowy miesiąc to nowe plany i cele. Wiecie co mi się marzy? Aż się boję to napisać:D chciałabym po tym miesiącu zobaczyć "4" na początku wagi. Ostatnim razem na wadze było ponad 53 kg(nie wiem ile jest teraz). Więc czekałoby mnie ok 3 kg w miesiąc. Wyzwanie jak najbardziej realne. Nawet żeby to było 49,9. Tak bardzo tego chcę. Tylko czy wystarczy mi wytrwałości,wiary i odwagi żeby tego dokonać? Rok temu na wakacjach osiągnęłam równe 50.0 i wiecie, że tego samego dnia coś we mnie pękło i się poddałam? Dlatego teraz kiedy o tym myślę czuję w sobie ogromną mieszankę emocji. 

Uda się?