Cześć Kochane,
po ostatnim sukcesie motywacja mnie nie opuszcza:) no dobra z wyjątkami. Poniedziałek 370 kcal, wtorek 510 + 4 kostki czekolady ( nie komentuję). Dzisiaj jak na razie 260, w planie ok 400.
Staram się zmienić myślenie!
DAWNIEJ: ciągle grube uda, żadnego zarysu mięśni na brzuchu, czemu jesteś taka leniwa i powolna.
TERAZ: stać cię na więcej, ale są już jakieś efekty, to dlaczego się nimi nie cieszyć?
D: nie mogę zjeść tego, to za dużo kalorii.
T: nie chcę tego bo to za bardzo kaloryczne, wybiorę coś lżejszego i też się najem.
D: nie chce mi się ćwiczyć,
T: nie chce mi się ćwiczyć, ale może zrobię parę skłonów, brzuszków, przysiadów. To tylko chwila a zawsze coś.
D: zjadłaś x kcal więcej, zawaliłaś, jutro kilo więcej, a za 2 tygodnie wszystko wróci.
T: zjadłaś, zawaliłaś, trudno. Ucz się na błędach, nie ma co rozpamiętywać, idź dalej.
I wiecie co? Z takim myśleniem może nie jest dużo łatwiej (pokusy ciągle są) ale na pewno jest przyjemniej. No bo ile się można użalać nad sobą. To do niczego nie prowadzi. Chcę się trochę "pobawić" dietą, znaleźć dobre strony i to na nich się koncentrować.
Mam taki pozytywny nastrój, z dietą idzie dobrze, dziś dostałam decyzję o przyznaniu stypendium naukowego, chcę się z Wami podzielić moją radością. Może udzieli się Wam trochę tego optymizmu, który dzisiaj mnie dosłownie rozwala.
Trzymajcie się:*