Wracam do mojej codzienności, do rozmyślania o jedzeniu i nie jedzeniu.
Czuję, że listopad nie opierał się na porządnej diecie. Coś tam schudłam, ale na zasadzie zawalania i szybkiego nadrabiania. Przeplatanie dni perfekcyjnych i bezsensownych. Chcę kontroli. Nie 4,5 dni w tygodniu. Chcę jej codziennie! Można mówić: nie ważne jak, ważne że są efekty. Ale to chyba nie wszystko, bo chudnięcie to jedno, a utrzymanie wagi później to drugie.
Kontrola, kontrola, motywacja i kontrola.
Życzę Wam idealnej końcówki listopada:* ciekawe czy macie nowe pomysły na grudzień;)